Krzyż - niezwykła tajemnica

krzyz_tajemnica_paschalna_duchowosc.JPG

”Krzyż – miłość – nadzieja zmartwychwstania”

W komentarzu do drugiej stacji drogi krzyżowej ks. Bronisław Mokrzycki pisze: „Ci, którzy chcieli królem obwołać Pana, teraz domagają się krzyża na Jego ramiona. I ten krzyż przychodzi. Gdy nam ludzie wtłoczą na barki krzyż, który pozwoli nam odczuć ciężar naszego jestestwa, umiejmy zachować wspomnienie tej stacji, że Syn Boży, który siebie nazwał Droga, bierze na swoje ramiona spokojnie i odważnie krzyż wtłoczony przez ludzi – krzyż bez sensu – i mówi, że ten kielich otrzymuje od Ojca. Mało tego, dodaje, że każdy, kto chce iść za Nim, albo idzie za Nim, a nie bierze krzyża swego na każdy dzień, nie jest Go godzien i nie może być uczniem Jego.

A więc Chrystusa nie zrozumiem i nie nauczę się, jeżeli codziennie, od pierwszej chwili świadomości nie wezmę krzyża. Dobrze jest zachować tę starą i wypróbowaną przez ludzi symboliczna czynność znaku krzyża na sobie zaraz po przebudzeniu; znaku krzyża, który powinien nam przypomnieć tę stację. Biorę go Panie na dziś, na jutro – i tak mocno, niejako namacalnie przyjąć rozpiętość tego krzyża, jago ciężar, jego ogrom. Wtedy staje się ciężar Chrystusowy lekki, a jarzmo słodkie. A więc: krzyż codzienny nas nie minie; raz będzie to choroba, zmęczenie, drugi raz niezrozumienie, trzeci raz nadmiar obowiązków, czwarty raz będzie to natłoczenie się wszystkiego na raz, powstanie zator wielki. Wydaje się nam: ja tego nie dźwignę. Właśnie w takich momentach zwróćmy się do Pana, który bierze krzyż ... w milczeniu.

 

Ale sami nie nakładajmy na innych krzyża. Oszczędzajmy ich. Traktujmy ich jak świętość, jak Pana samego. Wziąć krzyż, a nie zrzucać go na innych- to droga świętości. I tu chciałbym powiedzieć o jeszcze jednym, mianowicie, żeby sedno swojej świętości umocować na krzyżu codziennym. Powiedzieć sobie: ten krzyż, który dzisiaj mnie spotyka, to jest krzyż dany mi przez Pana. Krzyż złożony z sytuacji, konkretów, poczynając od stanu pogody poprzez ludzi, którzy zetkną się ze mną, poprzez zmiany, wiadomości szokujące, poprzez słowa, które mogą mnie dotknąć; wiadomości, które mnie obezwładnią – wszystko to widzieć w wymiarach krzyża dobrze do mnie dopasowanego, i ucałować go od razu, przycisnąć do serca  i powiedzieć sobie:

Kocham cię, boś Chrystusowy, boś mój, boś mi dany.

To jest wymiar mojej świętości na dzisiaj. I wtedy zobaczymy jaka moc jest w tym krzyżu, w tym zwykłym, małym, codziennym, utkanym z przypadkowych sytuacji, a jednak nie przypadkowych – bo on jest wymierzony dokładnie, do nas dopasowany; ma gorycz krzyża i ciężar krzyża i hańbę krzyża, ale równocześnie ma chwałę krzyża i wielkość, i zmartwychwstanie, i siłę; potrafi dźwigać. [Trzeba nam] ukochać i ucałować codzienny krzyż i powiedzieć: to jest mój krzyż.

Kiedy go nie odrzucę – udźwignę, bo Pan będzie ze mną. Kiedy go odrzucę, ryzykuję, że wtedy Pan dopuści na mnie lawinę innych krzyży stokroć gorszych, których już nie udźwignę, bo będę sam. Wybieraj.” (ks. B. Mokrzycki TJ, Droga Krzyżowa; tekst z taśmy magnet., nieautoryzowany, 1976 r.)

         To nie cierpienie zbawia, tylko miłość. Na nic by się zdała cała droga Jezusa na Kalwarię, na nic Jego cierpienie, i ten krzyż byłby bez sensu, gdyby nie miłość.

Miłość nadaje sens cierpieniu. Miłość Jezusa sprawiła, że Jego męka miała sens. Miłość Jezusa sprawiła, że i nasze cierpienie, droga krzyżowa naszego życia, nasz osobisty krzyż ma sens. Po ludzku? – tak, to jest krzyż bez sensu; bo kto z nas chciałby cierpieć. Czy my składamy zamówienie na cierpienie? – dziś chcę to cierpieć, jutro to, a na Wielki Piątek to może potrójna dawkę cierpienia poproszę. Nawet jeśli byłaby potrójna dawka, ale nie byłoby w tym miłości to byłoby cierpienie bez sensu, cierpienie druzgoczące człowieka.

Jeśli jednak przyjmę ten krzyż z wiarą, z zaufaniem Bogu, jeśli mocno nałożę go sobie na „plecy” mojego życia, jeśli przyjmę go z miłością, jeśli go ucałuję, uszanuję … to stanie się cud –Bóg będzie zwyciężał we mnie, będę stawał się święty. A przecież o to chodzi, aby dążyć do świętości i a tę drogę pociągać również innych.

„Ale sami nie nakładajmy na innych krzyża” – przez nasze osądy, przykre słowa, brak przebaczenia, … . Nie dokładać! Swój przyjąć z miłością i nieść go, może właśnie w intencji tych, którzy nas krzywdzą. Jezus tak właśnie zrobił, wziął krzyż, którym my sami Go obarczyliśmy – przez nasze grzechy, zaniedbania dobra, niewierności, … .

Wiecie ile bólu zadajemy Sercu Jezusa przez ocenianie innych, przez wydawanie niesłusznych osądów?! Dał mi to poznać Jezus gdy byłam na rekolekcjach. Rozważałam sytuację kiedy Jezus stał przed Sanhedrynem – 74 pary oczu wpatrzonych w Niego; zebrali się by Go osądzić, wydać wyrok - tyle niesprawiedliwych oskarżeń zostało skierowanych do Jezusa. A On … milczał. Nie bronił się. Wiecie dlaczego? – bo zbierał do swojego Serca wszystkie osądy świata, niesprawiedliwe wyroki (te, które były albo są dzisiaj kierowane w naszą stronę, ale     i te, które my kierujemy na innych). To był ogromny ból Serca Jezusowego – a On milczał …   i kochał. To       z miłości do nas nie bronił się, bo chciał za nas odbyć karę, za nasze grzechy. Wziął to na siebie; tak dobry jest nasz Bóg, tak kochający.

         Krzyż nie jest końcem, krzyż, jeśli jest przyjęty z miłością, prowadzi do zmartwychwstania. Tak cenne jest nasze cierpienie, nasze zmagania codzienne, nasze troski, które czasem spędzają sen z powiek. One będą jak drogocenne perły, o ile będziemy łączyć je z cierpieniem Jezusa. Każdy nasz trud to kolejna kropla Krwi Jezusa w nas – obyśmy nie marnowali tej drogocennej perły przez narzekanie, zniechęcenie, przez odrzucenie codziennego krzyża. Ukochajmy nasz krzyż; nawet jeśli nie widzimy jego sensu to on ma sens i jest cenny, skoro Jezus już poniósł go na drodze krzyżowej.

Jezus już poniósł ten nasz osobisty krzyż, nie dźwigamy go sami - trzeba nam o tym pamiętać.

Nasz osobisty krzyż ma sens i prowadzi do zmartwychwstania – trzeba nam w to mocno wierzyć.

Jezus nam pokazał, że krzyż ma sens – więc nie można nam w to wątpić.

         Prośmy Jezusa o głęboką wiarę, niezachwianą nadzieję i o miłość, która wszystkiemu wierzy ... wszystko przetrzyma (1 Kor 13,7) i nigdy nie ustaje (1 Kor 13,8). Nie zmarnujmy łaski Wielkiego Postu/Tygodnia. Obyśmy przeżyli go w Obecności Pana.

s. Bernadetta MSC