O przywracaniu sprawiedliwości - Niedziela Chrztu Pańskiego

chrzest%20Jezusa.jpg

 Iz 55, 1–11. Specjaliści od Słowa Bożego uczą, że tekst z księgi Izajasza, przepisany w liturgii na tegoroczną niedzielę Chrztu Pana w Jordanie, jest wielkim finałem tekstu, sumą wniosków, nawiązujących aż do poruszających pieśni Sługi Jahwe. Prorok kończy tym samym księgę pocieszenia. To znacząca część całej profesji Izajasza. Pan powróci tu do myśli o Przymierzu, wielokrotnie naruszanym przez nieposłuszeństwo, podejrzliwość czy przewrotność człowieka. Bóg nigdy tak nie postępował wobec żadnego z ludzi. Cierpiał niewdzięczność ale zachowywał się wiernie. Dlaczego?

Pan i Stwórca jest pewien, że osobę ludzką ostatecznie można odzyskać z odmętów istnienia.

Wprowadzającym w treść motywem tekstu, jaki medytuje się w uroczystość Chrztu Pańskiego, jest zaproszenie na ucztę. Bóg kieruje wezwanie, ofertę do ubogich. W Piśmie świętym uczta jest symbolem miłości Stwórcy wobec stworzenia. Pan zatem zaprasza, ale wspólne ucztowanie duszy i Boga będzie mieć tutaj szczególny kontekst. Wydawać by się mogło, że skoro inicjatorem uczty jest sam Stwórca, to do gospodarza należy przygotowanie wszystkiego: stołu, potraw, napitków, przywiezienia gości oraz ich odwiezienia. Tymczasem w tekście Izajasza, uczta wydaje się być otwartą możliwością współtworzenia jej przez wszystkich obecnych. Zaproszenie jest otwarte, ale zaproszeni muszą być kreatywni.

Ubodzy są przyzwyczajeni do wyciągania ręki, a tymczasem prosi się ich o robienie zakupów (w. 1). Biedacy najczęściej, jeśli już muszą coś kupić, biegną oczami po pułkach za najtańszymi produktami. Pan prosi tymczasem, by położyć kres fałszywemu, nieszczeremu ubóstwu. Mają kupić wino i mleko (w. 1b), a więc produkty szlachetne, sycące żołądek, dające odczuć smak podniebieniu. O co tutaj chodzi? Bogu zależy, aby człowiek przestał skazywać się na byle jakie życie. Aby przestał dzielić świat na tych, którym wszystko i zawsze się należy, którym wszystko wychodzi i na tych, którzy będą wiecznymi żebrakami na klęczkach, na brudnych chodnikach, na marginesie. Czy uważasz, że potrafisz przeżyć piękne, wspaniałe życie? Czy nie masz mentalności wiecznie nieszczęśliwego niedorajdy? Co chcesz osiągnąć? Do czego dążysz? Czy przedkładasz Bogu konkrety?

Bóg wie, co robi i dlaczego tak postępuje. Pan posłał swoje Słowo, z hebr. dabár – termin, który stwarza, życiodajne słowo, nie dla pobożności, nie na próżno. Nie chodzi o to, by odłożyć egzemplarz Pisma świętego na wysoką półkę i czytać je tylko podczas Wigilii. Słowo Boga działa (w. 11), zmienia rzeczywistość, niemożliwe czyni nagle możliwym, a niesprawiedliwe - sprawiedliwym. Stwórca nie stworzył świata według schematycznego podziału na biednych i bogatych. To byłaby niesłuszna decyzja, a Bóg się nie myli. Słowo odwieczne, którym jest Chrystus, przychodzi na świat, aby ubodzy – najczęściej pasywni, obsługiwani, pretensjonalni w swoim poczuciu krzywdy – przejęli inicjatywę nad darowanym im życiem. Bóg chce sprawiedliwości dla każdego.

1 J 5, 1-9. Pisma Jana, w dobrym znaczeniu tego słowa, są elitarne. Matka Kościół czyta je i poleca do medytacji w zasadzie tylko podczas silnych okresów sprawowania liturgii – już to na Wielkanoc, albo właśnie w bliskości tajemnic Bożego Narodzenia. Jan, ewangelista i umiłowany uczeń Pana, to mistyk oraz poeta. Trzeba dobrze przygotować duszę, by owocnie rozmyślać nad jego natchnionymi zapiskami. W uroczystość Chrztu Pańskiego, drugie źródło modlitwy myślnej to ostatni rozdział pierwszego listu Jana apostoła. Co zaskakuje w nim, to fakt, że mistyczna dusza autora listu okazuje się być bardzo praktyczna. Jan poleca wiarę w Syna Bożego nie jako sentyment, czy pociechę, ale jako sposób życia i dokonywania wyborów. Chrystus przyszedł na świat i dzięki temu wierzący w Niego, mogą przezwyciężać wszelkie trudności.

Na czym polega zatem miłość Boga? Niestosowne są wszelkie religijne egzaltacje. W zasadzie powinno omijać się ludzi, którzy wystawiają ołtarze na widok publiczny i krzyczą, duchowo podnieceni, o przytulaniu się do Boga, czy odczuciu ciepła Ducha Świętego. To straszne, manipulacyjne, chore – może kończyć się nadużyciem zaufania. Jan więc pisze mocno, że miłość do Boga przejawia się w zachowaniu przykazań (w. 3). We wnętrzu Prawa Bożego, Stwórca ukrył prawdziwe kryterium kochania, albo nienawiści. Na cóż deklarować miłość, kiedy prowadzi się do podziału, wznieca się nienawiść albo nie szuka się prawdy, a jedynie tego, co ma dogodzić zmysłom, emocjom, smakom? Kochać Boga i bliźniego to – w oparciu o obiektywność przykazań – zaprowadzić w sobie porządek. Czy praktykujesz podobną miłość? Czy twoja miłość to deklaracja, czy opierasz ją na fundamencie prawości? Co rozumiesz przez miłość – sentymentalne przeżycie, czy praktykę, czyn, wybór, absolutne stanięcie po stronie kochanego?

W drugiej części tekstu Jan pokazuje Chrystusa i Jego postać jest również bardzo konkretna. Pan objawia się przez wodę i krew (w. 6). Co więcej, Duch posługuje się tymi znakami, aby uwiarygodnić posłanie Jezusa. Jakby krew i woda stają się świadkami Chrystusa (w. 8). Oczywiście, są to symbole chrzcielne. Jezus z Nazaretu zbawił człowieka nie przez teorię filozoficzną albo napisanie książki o dobrym sposobie postępowania lecz przez dramat Krzyża. Znak chrześcijańskiej wiary to jasna deklaracja prawdy. Nie ma schematów, zachowań wykutych z góry na pamięć. Albo sztucznie, na sztywno wyjętych z surowego kodeksu. Być chrześcijaninem oznacza odtwarzać w sobie realia wody i krwi. Czasem trzeba będzie obmyć rany zaatakowanego człowieka wodą łagodności, troski albo pokoju. Niekiedy trzeba będzie do własnej krwi bronić prawdy, miłości albo czystości. Kto nie jest na to gotów, nie jest jeszcze gotów do przyjęcia chrztu.

• Mk 1, 7-11. Jezus Chrystus, od chwili powrotu z ucieczki do Egiptu, przez całą działalność nauczyciela ewangelii, formowania uczniów i zbierania Kościoła, aż po ukrzyżowanie na Golgocie, będzie występował pod nazwą Nazarejczyka. Tak również rozpoczyna się fragment Dobrej Nowiny, który należy rozważać w tę uroczystość. Jan Chrzciciel działa na pustyni zwanej judzką. Na miejsce, gdzie prorok oczyszcza, rozgrzesza, a więc chrzci, nadchodzi Pan. Przychodzi do Jana właśnie z Nazaretu (w. 9). Była to bardzo mała, niewiele znacząca miejscowość rolnicza w Galilei, położona na wzgórzu nad żyzną doliną Ezdrelonu. Z tak znikomego miejsca zostaje powołany Mesjasz do wykonania tak wielkiego dzieła.

Chrzest Jezusa z Nazaretu ma odmienne znaczenie. On, podobnie jak inni ludzie, zanurza swoje ciało w Jordanie, ale nie dla pokuty. Pan zostaje obmyty w źródle, przeżywając – jako pierwszy w historii – chrzest z Ducha Świętego (w. 10-11). Co to oznacza? Że Zbawiciel nabywa szczególnej mocy. Nie miał jej Jan Chrzciciel, który co prawda radykalnie prostował ludzkie życiorysy. Ale sam prorok pustyni przyznaje, że Chrystusowi nie jest godzien rozwiązywać rzemyka u sandała (w. 7). Chrzciciel przygotował grunt w sumieniach, ale dzieła sprawiedliwości dokona dopiero Jezus z Nazaretu. Czy jesteś przygotowany na wielkie zmaganie, na wielką walkę? Wobec największych wyzwań – opierasz się na sobie, czy na mocy Pana? Jak to rozumiesz?

Sprawiedliwość, według mądrości Bożej, nie stosuje miary, jakiej szukał i używał choćby marksistowski socjalizm. Komunizm zapowiadał fałszywy idealizm – że uda się odebrać bogatym, a dać biednym. Ale na jakiej podstawie? A jeśli bogaty wypracował to wszystko uczciwie? A jeśli biedny tkwi w nędzy, bo jest wewnętrznie zepsuty? Wówczas praca sprawiedliwości zatoczy błędne koło i dążąc do siebie, zaprzeczy sobie. Bóg przywraca sprawiedliwość nie przez zmianę rzeczy, ale przemieniając człowieka. To osoba ludzka jest nosicielem wartości. Trzeba dziś w modlitwie patrzeć na Jezusa, zanurzonego w Jordanie, nad którym rozlega się delikatny głos Boga, z hebr. bet qól – dosłownie córka głosu, słodki dźwięk, pociągająca melodia (w. 11). Bóg Ojciec spogląda z podziwem i czułością na nieskalane życie własnego Syna. Jezus jest sprawiedliwy, bez zmarszczki zła albo nieprawości. Dzieło Bożej sprawiedliwości dojdzie do szczytu wtedy, gdy Pan w każdym człowieku zdoła w taki sposób spojrzeć na umiłowaną córkę i syna.

ks. Jarosław Tomaszewski